Shokei Matsui urodził się 15 stycznia 1963 roku. Wstąpił do Kyokushinkai w wieku 13 lat, w ciągu roku osiągnął poziom shodan. Poprzez wielki talent, szybką percepcję sztuk walki, połączoną z ciężkim treningiem nauczył się kontrolować swoich przeciwników. Wypracował wspaniały styl karate i osiągnął niesamowite wyniki w czasie 11 lat.
W 1980 roku wziął udział w XII Ogólnojapońskim Turnieju Karate i zajął czwarte miejsce, a w 1985 roku został mistrzem. Następnego roku pomyślnie ukończył test 100 kumite i wygrał XVIII Ogólnojapoński Turniej Karate, zostając mistrzem na kolejne dwa lata. W 1987 wywalczył złoty medal na IV Mistrzostwach Świata Open Karate Kyokushin.
W ciągu swojej kariery wygrał 50 spośród 56 walk w wymienionych wyżej turniejach. Jego wyjątkowy rekord ponad trzech wygranych turniejów spowodował, że Sosai Masutatsu Oyama nazwał go „Prawdziwym Mistrzem”. W Maju 1994 roku został sukcesorem Masutatsu Oyamy, założyciela kyokushin karate.
Jako przywódca największej organizacji na świecie, pomyślnie zorganizował VI Mistrzostwa Świata w karate 1995 roku w Tokio, w których wzięło udział 168 zawodników reprezentujących 70 krajów. Zawody te oglądało z entuzjazmem 24000 widzów. Zapoczątkował też turnieje kobiet. W 1996 roku, w lutym, w Nowym Jorku zorganizował I Mistrzostwa Świata Kobiet.
KANCHO SHOKEI MATSUI
Niezapomniane chwile
Magazyn „World Karate” poprosił Kancho Matsui o podzielenie się wspomnieniami o sosai Masutatsu Oyamie.
Sosai zachęcał mnie do pracy
Kiedy wstąpiłem do cooleg’u, zdecydowałem się na samodzielne życie w Tokio. Ponieważ coolege znajdował się na peryferiach miasta, bardzo dużo czasu zabierałoby mi dojeżdżanie do domu. Dlatego podjąłem decyzję o zamieszkaniu w Ikeburo obok Honbu, gdzie trenowałem już od dwóch lat. Odkąd poznałem Sosai Oyamę, zawsze namawiał mnie, abym został wytrwałym i twardym zawodnikiem. Podczas treningów często powtarzał: Bardzo dobrze, trenuj mocniej, a zostaniesz mistrzem. Kiedy słyszałem te słowa, czułem się bardzo szczęśliwy pragnąłem korzystać ze wskazówek mojego Mistrza. Sosai Oyama często prosił mnie o zademonstrowanie niektórych waza przed całą grupą trenujących. To mi dawało radość, ale także wprawiało mnie w zakłopotanie.
Bezsensem jest kopać jak amator
Przed turniejem Sosai zawsze zwracał mi uwagę na błędy. Mówił na przykład, że jeżeli nie potrafię uderzyć nogą, nie ma sensu bym stosował w pojedynkach wysokie kopnięcia. To jest dobre dla amatorów, którzy nie mają pojęcia o efektywności kyokushin – mawiał. Moje uderzenia w tamtym czasie nie były dobre. Dzięki Sosai zacząłem zwracać uwagę na prawidłowość wykonywanych przeze mnie technik. Kiedy miałem około 20 lat, Sosai wezwał mnie do siebie i powiedział: „Mam nadzieję, że w tym roku zwyciężysz w All Japan Tournament. Pokaż swoją siłę, odwagę i nerwy”. To zachęcało mnie do dalszej pracy. Wiem jednak, że nie byłem jedynym karateką, do którego Sosai kierował te słowa.
Nauczaj kihon, kihon i jeszcze raz kihon!
Gdy przeniosłem się do Honbu Dojo, zostałem asystentem instruktora, a później jako senior w colleg’u zostałem już formalnie instruktorem. Sosai mówił, żebym nie uczył kombinacji technik kumite, ale przede wszystkim kihon, ido-geiko, kata i sanbon-kumite. Rozumiem to polecenie Sosai. Uważał On, że nie jest korzystne dla początkujących, żeby ćwiczyli techniki kumite bez rozumienia kihon. To właśnie prawdę ciągle mi powtarzał.
Wspólne podróże
Kiedy miałem 19-20 lat Sosai zabierał mnie do różnych prefektur w Japonii i za granicą. Od tamtego czasu czułem się z Nim bardzo blisko. W późniejszym okresie wysyłał mnie do wielu miejsc. Sosai wierzył we wróżby. Zdarzało się, że odwoływał on moje podróże, gdy mój horoskop był niekorzystny. Czasami zaglądał do kalendarza, opierając na nim swoje decyzje. Nie wiem, jak bardzo Sosai wierzył we wróżby, ale jako szef wielkiej organizacji, takiej jak Kyokushin, kiedy musiała być podjęta ważna decyzja, w ostateczności ufał on słowom osób „z zewnątrz”. Przypuszczam, że Sosai nie mógł odkrywać wszystkich spraw przed ludźmi z organizacji. Tworzył swój wizerunek silnego szefa, a jednocześnie był bardzo wrażliwy. Obie te cechy są niezbędne dla człowieka na tym stanowisku.
„Osu, mogę”
Sosai dwukrotnie proponował mi podjęcie kumite ze 100 przeciwnikami. Pierwszy raz, gdy miałem 19 lat. Sosai nagle zawołał mnie do siebie i zapytał: „Czy jesteś w stanie to zrobić?” Odpowiedziałem: Osu, mogę. Początkowo nie wiedziałem, co Sosai chciał, żebym zrobił. Później dopiero zdałem sobie sprawę, że miał na myśli walki ze 100 przeciwnikami. Zaproponował mi to wiosną i natychmiast zacząłem przygotowywać się do testu. Latem jednak walki zostały odwołane z pewnych powodów. Następna propozycja padła z ust Sosai w lutym 1986 roku, po tym jak zostałem zwycięzcą w „All Japan Tournament”. „Kiedy to zrobisz?” – zapytał mnie mój Mistrz. Zrobię co? – zapytałem, bo tak jak poprzednim razem nie wiedziałem Czego Sosai ode mnie żąda. Odpowiedział: „Oczywiście mam na myśli twój pojedynek ze stu przeciwnikami. Kiedy zdecydujesz się na niego?” Po chwili wahania odparłem: Dokonam tego ale proszę dać mi czas na przygotowanie się. Pragnę podjąć to wyzwanie w maju tego roku, zanim nastaną upały. Sosai zgodził się na to. Walczyłem z shihan Nakamurą potem z Senpai i Miyoshi, kiedy oni przechodzili przez test stu kumite. Zrobili to w sierpniu. Pomyślałem więc, że lepiej będzie uniknąć letnich upałów. Moje walki odbyły się w studiu telewizyjnym, a nie w Honbu Dojo. Było tam tak wiele świateł i tylu ludzi (około 500), że wewnątrz panował ogromny gorąc. Miałem doświadczenie w prowadzeniu walk z trzydziestoma przeciwnikami, a i to dla mnie było bardzo trudne. Wpadłem na pomysł, żeby wyobrażać sobie, że będę toczył dziesięć pojedynków w dziesięciu turach. Nie chciałem być spięty, więc rozluźniłem się myśląc w ten sposób.
Pozbądź się myśli o poddawaniu
Po trzydziestu walkach czułem się już strasznie wyczerpany. Pomyślałem, że nie odniosę sukcesu w teście. Jakoś doszedłem do czterdziestego przeciwnika, a potem do pięćdziesiątego. Kiedy skończyłem z nim walkę położyłem się. Wtedy usłyszałem głos shihan Royamy: „Gdy raz zacząłeś nie myśl o poddawaniu się!” Ten krzyk dodał mi nowych sił. Osoby w studiu telewizyjnym bardzo ekscytowały się pojedynkami. Filmowało mnie pięć kamer. Wiedziałem, że będę walczył tak długo, dopóki nie stracę przytomności. Po sześćdziesięciu walkach odczuwałem coś w rodzaju nienawiści do każdego przeciwnika. W moim umyśle pojawiało się pytanie, dlaczego muszę wykonywać tak ciężką pracę. Miałem ochotę zrezygnować. Dotknięcie czegokolwiek powodowało straszliwy ból. Wydawało mi się, że zwariuję.
Czułem ból patrząc na Ciebie
Przed rozpoczęciem walk widziałem przed sobą twarz Sosai, lecz potem już nie. Kiedy skończyłem walki, mój Mistrz powiedział do mnie: Zniosłeś bardzo dużo. Czułem ból patrząc na ciebie. Pamiętam Jego głos dokładnie. To było naprawdę wzruszające. Po wygranych turniejach Sosai zawsze mnie chwalił, ale tym razem był to dla mnie największy zaszczyt. W pamięci mam jeszcze inne słowa Sosai. Dwa lata przed moim wyjazdem do Nepalu, gdy odwiedzałem Sosai w szpitalu, powiedział: „Miłego lotu i trzymaj się”. Wtedy widziałem go po raz ostatni. Te jego słowa zrobiły na mnie największe wrażenie. Życzliwe słowa. Myślę, że Sosai był dla mnie jak ojciec.
Tłumaczenie Monika Stark 1 Dan
Źródło: http://republika.pl/skkk/